Marcowy numer magazynu „Chidusz” (2/2020) powraca do problematyki doświadczeń drugiego pokolenia i emigracji marcowej. Z Jurkiem Hirschbergiem rozmawia na te tematy Katarzyna Andersz.
Mam kartkę pocztową, którą ojciec wysłał 22 maja 1945 roku do swojej siostrzenicy. Ona z mężem i małym synkiem ciągle jeszcze była w Aralsku, gdzie przeżyła wojnę. Ojciec pisze do niej, że siedzą na dworcu w Tarnopolu, bo chodzą pogłoski, że ma jechać pociąg na Zachód. Mam również pocztówkę, którą ojciec wysłał pięć dni później, 27 maja, pisząc: „Moi kochani! Dziś przyjechaliśmy wszyscy do Katowic. Jesteśmy jeszcze na dworcu i jeżeli warunki będą nam odpowiadać, zostaniemy tu”. To jest jak film, który rozgrywa się przed twoimi oczami. Być może jest w tym jakaś symbolika, że 27 maja to co do dnia cztery miesiące po wyzwoleniu obozu w Auschwitz.
Jest to dla mnie szczególnie okrutne, kiedy uświadamiam sobie, że po tych potwornych przejściach, po niewyobrażalnych stratach, moja mama, która wysiadała w 1945 roku na dworcu w Katowicach, musiała zaledwie dwadzieścia cztery lata później, 4 listopada 1969 roku, wsiadać na tym samym dworcu do pociągu idącego na Zachód. To jest niewybaczalne.
Przeczytaj całą rozmowę.
Więcej informacji o treści numeru oraz o punktach sprzedaży wersji drukowanej i sposobie pobierania wersji elektronicznej znajdziesz na stronie „Chiduszu”.