Traktaty Miłosza po szwedzku1
Renata Gorczyńska2: Zapytał mnie pan w mailu, czy dostałam „moją książkę”, choć na okładce widnieje nazwisko autora: Czesław Miłosz, opatrzone nieco demonicznym zdjęciem poety i tytułem po szwedzku: Traktater på vers. Pana wkład złożono dużo mniejszą czcionką. Uściślijmy więc – jest to ponad czterystustronicowa księga zawierająca poezję traktatową Miłosza w pana przekładzie, z pańskim wstępem, przypisami oraz rozmowami o niej, przeprowadzonymi swego czasu przez Aleksandra Fiuta, Andrzeja Franaszka i niżej podpisaną. Rozumiem to uczucie, kiedy tłumacz poniekąd zawłaszcza dziełem poety w innym języku. Czy tak było w pana przypadku?
Jurek Hirschberg: Interpretacja wielkich tekstów, czy w tłumaczeniu, czy na scenie, to również jakaś forma bezkrwawego kanibalizmu. Interakcja z cudzym piórem, wczucie się w cudzą myśl są tak silne, że prowadzą do owego „zawłaszczenia”, do transformacji cudzego utworu w „mój”. Tłumacz patrzy się podejrzliwie na rezultat i zadaje odwieczne pytanie: Cziej ty, moj ili jewo? Ale kto w końcu kogo zjadł, to tak na pewno nie wiadomo. A zresztą rodzice przecież nie protestują, kiedy nauczycielka mówi z czułością i dumą o „moich dzieciach”, więc może Miłosz wybaczyłby mi „moją książkę”.
[Czytaj dalej w Kwartalniku Artystycznym nr 1/2017 s. 113 – 122]