1939: miasto jest. 1945: miasta nie ma. Najnowszy tomik wierszy Doroty Szatters sygnalizuje już w tytule, że nie cofa się przed trudnymi tematami. Jest w tym Warszawskim Jeruzalem i Warszawa, i Jerozolima, jest paradoks dwóch miast w jednym, dwóch narodów w jednym, mieszkańców cierpiących razem, ale osobno. Jest dychotomia życia i śmierci – śmierci domów i ludzi, ulic i rodzin, dzielnic i narodów. I przewija się przez te strony jeden wątek jakoby odrębny, bo monolitycznie zakrzepły w coś niepodzielnego, wyłamującego się ze wspólnoty losu i męki. To śmierć Żydów.
Dorota Szatters jest poetką i myślącą, i czującą. Gdyby nie była, musiałaby wybierać mniej karkołomne tematy. Jej Warszawskie Jeruzalem jest dowodem (nie jedynym – wystarczy zapoznać się na przykład z twórczością Grzegorza Kwiatkowskiego), że pisać dzisiaj poezję o Zagładzie można, a więc należy.
Spośród przetłumaczonych przeze mnie na szwedzki wierszy z tego zbioru wybieram jeden – z ostatniej strony, gdzie poetka kończąc swoją wędrówkę wśród ruin konfrontuje nasze wspólne jądro ciemności: zdolność do zła.
Auschwitz
boję się
tych walizek
zdjęć rodzinnych strzępów gazet
książek okularów butów smoczków
włosów zębów
czaszek
tego co w nas drzemie złowrogie i ciche
co głęboko ukryte i niespodziewane
czemu nie daję wiary ani racji bytu
a jednak
JEST
Auschwitz
jag räds
dessa resväskor
familjefoton tidningsrester
böcker glasögon skor nappar
hår tänder
skallar
allt som slumrar i oss hotfullt och tystlåtet
som vilar på djupet fördolt och oanat
som jag inte tror på som inte får finnas
men ändå
ÄR
Översatt från polska av Jurek Hirschberg
Spójrz na poprzedni tomik wierszy Doroty Szatters. Oto „Eremita” z cyklu Szychta.
Jurek Hirschberg